Optymizm, który zabija
Najpierw urodził się on. On taki idealny, my tacy idealni, rodzina taka idealna. Ubieraliśmy idealną choinkę na Święta. Tylko list do nas przysłano nieidealny. Pisano, że jakieś cząsteczki chyba w nim nie działają. Chyba, więc trzeba raz jeszcze wycisnąć z jego idealnej piętki chyba idealną krew. Wróciliśmy z przychodni i otworzyliśmy drzwi do domu pełnych uczuć, myślałam, nieidealnych. Czekaliśmy.
Rozpoczął się wyścig do bram Nieba. Przecież On nie może nam tego zrobić, prawda? Nie może nam go zabrać. Świat raptownie się skurczył. To, co otrzymałam jeszcze tak niedawno, mogło zniknąć pozostawiając czarną dziurę. Przyjaciół prosiliśmy o sztafetę do Nieba. Telefon stał się ładunkiem wsparcia i oddechów nadziei, przekazywanych z końca Polski, tak wówczas potrzebnych. Bólu rodziców nie da się wpisać w litery i zdania. Nie da się go zdefiniować i zamknąć w ramy. Nie da się go znieczulić. Może właśnie dlatego zdanie nie martw się, będzie dobrze podwójnie bolało. Dziś mogę przyznać, że słysząc te słowa, wycofywałam się z powiedzenia tego, co czuję.
Bólu rodziców
nie da się wpisać
w litery i zdania.
Nie da się go zdefiniować
i zamknąć w ramy.
Nie da się go znieczulić.
Jest dobrze, mimo, że kolejny list też nie był idealny. Po kilku miesiącach dorosłam to tego, że uczucia nie oznaczają słabości. Są oznaką życia. Pozwoliłam im wyjść na świat.
Dlaczego często bez zastanowienia mówimy tylko będzie dobrze? Nazwanie przyczyn zawsze jest ryzykiem. Bo łatwo definiować i oceniać. Badać i streszczać. To, jacy jesteśmy i jak się zachowujemy jest wynikiem ciągu zdarzeń i ich wzajemnych powiązań. Każdym z nas kierują inne powody, motywy, chęci, pragnienia. Nazwanie ich jednak tworzy pole do zmiany.
Po pierwsze, infantylizujemy uczucia innych ludzi. W świecie kiedy hektolitry pięknie opakowanych informacji są na wyciągnięcie ręki, chropowata rozmowa o cierpieniu, o czymś nieopisywalnym i zbyt bolesnym, jest jak przeskoczenie z równika na biegun. Nie lubimy szoku. Wolimy załatwić sprawę różowym mieczem obosiecznym.
Po drugie, będzie dobrze jest zasłoną i tarczą, gdy nie mamy odwagi, aby uczestniczyć w trudnej rozmowie. Przyzwyczajeni do wrzucania pozytywnych komentarzy na Facebooku, nie potrafimy znaleźć komentarza na życie w odsłonie niepozytywnej. Uciekamy. Nie komentujemy i przesuwamy stronę główną niżej. Na mniej problemowy temat. Finalnie wstawiamy komentarz pozytywny. Bo przecież będzie dobrze.
Nazwanie przyczyn
zawsze jest ryzykiem.
Bo łatwo definiować i oceniać.
Badać i streszczać.
To, jacy jesteśmy i jak się zachowujemy jest wynikiem ciągu zdarzeń i ich wzajemnych powiązań. (…) Nazwanie jednak tworzy pole do zmiany.
Po trzecie, nie chcemy stać się częścią problemu, poznać jego istoty. Wolimy mówić o sobie. Wstawiamy zatem nasze zdjęcie, w dobrej pozie, na ładnym tle, a innych prosimy o komentarz. Pozytywny.
W końcu mówimy: Będzie dobrze. Wierzę w to. Wiara sama w sobie jest usprawiedliwieniem.
Czasami lepiej powiedzieć coś serdecznym milczeniem. Takim, które się odczuwa, ale które nie tworzy tamy dla rzeki uczuć osoby, która cierpi. Za słowa zaś, należy wziąć odpowiedzialność.
***
W dotychczas najtrudniejszym czasie dla naszej rodziny, najważniejsze wiadomości to:
Jestem z Wami, moi Drodzy oraz zapewnienie, że Bóg się troszczy. Potrzeba nam było tego.
Dziękuję naszym Przyjaciołom, że ich będzie dobrze zawsze płynęło z głębi wzruszonego serca.
Wpis wyróżniony w cyklu #BlogowyCzwartek